środa, 29 lipca 2009

Wzmacnianie siły polskiego badmintona przez wyrabianie paszportów obcokrajowcom.

30 maja br. byłem na sympatycznym turnieju "Memoriał Englaendera" w Gdańsku. Jeden z kolegów, uczestników "kortowych bitew", zadaje mi pytanie:
- czy jestem przeciw obcokrajowcom, grającym w reprezentacji Polski ?

Jakiś czas później, jeden z kolegów, trenerów, zadaje mi pytanie:
- co sądzę o wzmacnianiu siły krajowego [w domyśle: polskiego] badmintona przez wyrabianie paszportów obcokrajowcom ?

Najprościej byłoby odpowiedzieć prosto - TAK lub NIE. Tego typu odpowiedź byłaby jednak zbyt płytka, zbyt powierzchowna.

Polskie przysłowie mówi, że "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia".
Zasady modnego "programowania neuroligwinistycznego" mówią praktycznie to samo, tylko szczegółowiej:
- jak pytanie rozumie pytający ?
- jak pytanie rozumie pytany ?
- jak pytanie rozumie obserwator [wymiany informacji pomiędzy pytającym i pytanym] ?

Dlatego też moja odpowiedź musi być poprzedzona analizą, choćby skróconą, na potrzeby tego artykułu.

W swoim czasie była prezeska ukradła Białoruskiej Federacji Badmintona - Nadię Kostiuczik. I jak zwykle bywa, z pomocą "czerwonych przyjaciół", także byłego ministra sportu, udawadniała, że winnymi wszystkiego co złe byli Białorusini. Można było nawet dojść do przekonania, że to ludzie Łukaszenki są złodziejami.

Mirowski, obecny prezes PZBad-u, poszedł jakby w "ślady" swojej byłej mocodawczyni. Mamy nowe reprezentantki albo prawie reprezentantki na Igrzyska Olimpijskie - Olgę Konon [Białoruś} i Linling Wang [Chiny].

Konon jest reprezentantką Polski, przynajmniej w mistrzostwach świata i Europy. A jak to będzie w przypadku Igrzysk Olimpijskich ?
Kiedy zapytałem prezesa Białoruskiej Federacji o Konon i miałem już pełnię wiedzy o statucie tejże zawodniczki w Polsce, nie byłem zdziwiony reakcją Białoruskiej Federacji Badmintona na postawione przeze mnie pytanie.

Wang - pozostawię bez komentarza. Komentarze łzawo- współczujące mają swój cel. Współczujących znajdzie się wielu. Tą metodą Mirowski wśród ignorantów zyska poparcie dla "szlachetnego" wsparcia jakiego udziela zawodniczce "pokrzywdzonej" w Chinach. Nie wykluczam scenariusza, w którym Wang zostanie podwiązana pod Tybetańczyków, Ujgurów, itd. Znowu winnymi porażki polskiego badmintona będą "oni" - tym razem Chiny.

Skutki polityczne - Polska i Polacy mogą jawić się na forum międzynarodowym, w tym badmintonowym, jako:
- złodzieje - bo kradną zawodników,
- nieudacznicy - bo nie umieją pracować powtarzalnie, SYSTEMOWO, "produkując" w cyklach olimpijskich zawodników formatu międzynarodowego.

Powołam się na najlepszych, od których wystarczy się uczyć.
W Europie. Jest ich tylko ok. 4,5 miliona, ale pracują systemowo. Są to Duńczycy.
W Azji. Jest ich "tylko" ok. 1,3 miliarda, ale pracują systemowo. Są to Chińczycy.
Co jest wspólne obu wymienionych nacji ? To, że PRACUJĄ SYSTEMOWO.

Jaki interes ma polski podatnik w tym, że reprezentantem kraju nie będzie rodowity Polak, lecz faktycznie obcokrajowiec ?
Moim zdaniem:
- interesem będzie satysfakcja, jeśli taki zawodnik zdobędzie medal olimpijski.
- "interesem inaczej" będzie frustracja, jeśli taki zawodnik nie zdobędzie medalu olimpijskiego.
Jakie są szanse na zdobycie medalu przez obcokrajowca - reprezentanta Polski w Igrzyskach Olimpijskich ?
Moim zdaniem - ZEROWE. Dlaczego ? Z powodów formalnych. Nie uzyska prawa startu w Igrzyskach.

Jaki interes ma klub - członek PZBad-u z wydawania pieniędzy podatników na obcokrajowca - reprezentanta Polski ?
Moim zdaniem - żaden. Nie zyska pieniędzy na swoją działalność. Nie podniesie poziomu sportowego swoich zawodników. Dlaczego ? Bo nie ma systemu wykorzystującego obcokrajowców do podnoszenia poziomu szkolenia klubowego.

Jaki interes ma szkoleniowiec klubowy z wydawania pieniędzy podatników na obcokrajowca - reprezentanta Polski ?
Moim zdaniem - żaden. Dlaczego ? Bo nie ma systemu wykorzystującego obcokrajowców do podnoszenia poziomu umiejętności szkoleniowców klubowych.

Jaki interes ma zawodnik klubowy [obojętnie - czy młodzik, czy senior] z wydawania pieniędzy podatników na obcokrajowca - reprezentanta Polski ?
Moim zdaniem - żaden. Nie ma systemu wykorzystującego obcokrajowców do podnoszenia poziomu umiejętności zawodników klubowych.

Podsumowując - z poziomu podatnika, trenera badmintona, prezesa Zachodniopomorskiego Związku Badmintona i klubu badmintonowego nie widzę uzasadnienia do wzmacniania siły polskiego badmintona przez wyrabianie polskich paszportów obcokrajowcom.
Dla mnie wzorem, europejskim, są Duńczycy.
Dlatego też polskie pieniądze mają służyć Polakom w barwach Rzeczypospolitej. Taki jest zresztą statutowy cel naszego Związku.

czwartek, 23 lipca 2009

Karolu, powodzenia !

Na stronie internetowej PZBad-u informacji o obsadach na stanowiskach trenerów kadry narodowej nie ma.

Dobrze, że nie trzeba o takie informacje występować w trybie żądania udostępnienia informacji publicznej. W przypadku "centralki" PZBad trochę to trwa.

Dobrze, że inni piszą na ten temat. Np. na http://polskibadminton.pl przeczytałem wywiad z Karolem Hawlem, z którego dowiedziałem się, że ten świetny polski szkoleniowiec został trenerem kadry narodowej seniorów.

Ponieważ jesteśmy po imieniu, pozwolę sobie powiedzieć:
- Karolu, wreszcie doczekałeś się,
- Karolu, powodzenia !

Wiem, że w obecnej sytuacji Twoja rola jest wyjątkowo trudna.

Mając w pamięci nasze chorwackie rozmowy, serdecznie gratuluję, że wreszcie doczekałeś się uznania.

Tak to już jest u nas w Polsce, że wystarczy jakikolwiek obcokrajowiec, a najlepiej aby miał skośne oczy i już jest "noszony na rękach", jako domniemany cudotwórca. Dlaczego tak jest, to temat na odrębny cykl artykułów.

Wracając do tematu dzisiejszego wpisu - było w Polsce wielu trenerów chińskich. I tak, jak to jest w każdej grupie społecznej, byli znakomici, byli przeciętni i byli słabi trenerzy.

Dla mnie wzorem są najlepsi. W Europie - Duńczycy. Głównym trenerem kadry jest wyłącznie Duńczyk. Obcokrajowiec, nawet Azjata, może być co najwyżej pomocnikiem lub konsultantem.

Podsumowując - powodzenia Karolu, polski trenerze !

niedziela, 19 lipca 2009

Żołnierz do Obamy: pokaż akt urodzenia, albo nie jadę do Afganistanu

Żołnierz, który pozwał prezydenta Baracka Obamę do sądu, nie pojedzie do Afganistanu. Rozkaz wyjazdu odwołali jego dowódcy. Żołnierz chce, by Obama udowodnił, że posiada akt urodzenia na terenie USA, bo inaczej nie może być prezydentem a jego rozkazy są bezprawne.

Stefan Frederick Cook, major rezerwy amerykańskiej armii, miał wczoraj jechać do Afganistanu. Nie będzie musiał. Jego dowódcy odwołali rozkaz. Powód?
Pozew w sądzie, który Cook złożył przeciw prezydentowi Obamie, by ten okazał oryginał aktu urodzenia na terenie Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z konstytucją to warunek sprawowania prezydenckiego urzędu.

Moim obowiązkiem, jako oficera sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych, jest uzyskanie odpowiedzi na pytanie, czy rozkazy, które otrzymuję są legalne.

Jeśli okazałoby się, że prezydent Obama nie jest naturalnie urodzonym obywatelem USA, to oznaczałoby to, że nie jest też uprawniony do sprawowania funkcji głównodowodzącego armią – oświadczył mjr Cook.

Kontrowersje wokół aktu urodzenia toczą się już od momentu kampanii prezydenckiej. Do tej pory jedyny akt urodzenia, który Barack Obama podał do publicznego wglądu w formie zamieszczonego na stronie internetowej zdjęcia, to akt, który otrzymują wszyscy obywatele USA, niezależnie czy urodzeni na terenie kraju, czy poza jego granicami. A kwestia dotyczy właśnie tego, czy poród miał miejsce na terytorium Stanów Zjednoczonych.

Mjr Cook jest reprezentowany przez mecenas Orly Taitz, która równolegle prowadzi kilka innych spraw związanych z aktem urodzenia Baracka Obamy. – Wygraliśmy! Wygraliśmy zanim w ogóle zaczęliśmy – powiedziała Taitz, komentując decyzję dowództwa Cooka.

Zdaniem adwokat istnieje teraz możliwość, przynajmniej teoretyczna, złożenia pozwu zbiorowego przez wszystkich żołnierzy służących w armii. Będą mogli stwierdzić, że nie przyjmą rozkazów od Baracka Obamy do chwili, gdy nie udowodni, że jest uprawniony do sprawowania urzędu prezydenta.

Przesłuchanie majora Cooka odbędzie się jeszcze dziś w sądzie w środkowym dystrykcie stanu Georgia. Wojskowy podkreśla, że chce jechać do Afganistanu, by wypełniać swe obowiązki, ale ma prawo do upewnienia się, czy głównodowodzący armią, czyli prezydent USA, ma prawo taki rozkaz mu wydać. Cook miał wyruszyć do Afganistanu wczoraj, na dzień przed wyznaczonym terminem przesłuchania.

- Jeśli okazałoby się, że nie jest naturalnie urodzonym obywatelem USA, to również rozkazy całego dowództwa byłyby nielegalne. Gdybym został w takiej sytuacji wysłany do Afganistanu, wypełniałbym nielegalne rozkazy. Jeśli zostałbym złapany przez oddziały wroga, to nie podlegałbym ochronie gwarantowanej przez konwencję genewską – zauważył następnie wojskowy.

Cook twierdzi, że bez legalnego prezydenta żołnierze amerykańskiej armii mogą być traktowani jako przestępcy wojenni podlegający ściganiu. Jak dodaje, jego wątpliwości wynikają z faktu, że pojawiło się wiele informacji wskazujących na to, że Barack Obama może nie być uprawniony do sprawowania urzędu prezydenta.

- Osoba zasiadająca w Białym Domu nie jest do końca szczera – ocenił mjr Cook. – Za każdym razem, gdy ktoś podejmuje sprawę aktu urodzenia, to jest ona odkładana, wyśmiewana albo zwyczajnie pomijana – dodaje żołnierz.

Mjr Cook to żołnierz rezerwy, który pracował dla prywatnej cywilnej firmy Simtech Inc., realizującej kontrakty dla Departamentu Obrony. Zajmował się tam technologiami informacyjnymi i integracją systemów. W związku z rozkazem wyjazdu do Afganistanu 10 lipca wziął urlop.
Larry Grice, dyrektor Simtech Inc. przyznał, że po tym jak żołnierz wniósł do sądu sprawę przeciw Obamie, urzędnicy federalni domagali się jego zwolnienia z pracy.

A teraz zagadka, a jak to jest w "centralce" Polskiego Związku Badmintona ?
Przez "centralkę" rozumiem Mirowskiego wraz z żołnierzami. Nie jest to tożsame ze statutowymi organami władzy związku.


źródło: bibula.com

wtorek, 7 lipca 2009

Kartka z Choszczna

Otrzymałem pocztówkę z Choszczna, miasta w województwie Zachodniopomorskim.
Kartka pocztowa promuje miasto Choszczno jako najlepsze miejsce do uprawiania sportu i rekreacji.
Czym reklamuje i chwali się miasto Choszczno ?

Miasto Choszczno reklamuje się :
- badmintonistą WIESŁAWEM DREWICZEM,
- i ... resztą.

Wiesław Drewicz - jedna z wielkich postaci polskiego badmintona. Od wielu lat.

Oto wzmiankowana przeze mnie pocztówka: