wtorek, 16 grudnia 2008

Odbył się zjazd .......[5]

W tym odcinku zajmę się datami i konsekwencjami przestrzegania lub nie przestrzegania dat, rozumianych jako terminów obowiązku, możliwości lub niemożliwości podejmowania czynności.
Czasami daty są ważne. Np. w odniesieniu do postanowień statutu.
Zjazd odbył się 25 października 2008 r. Zjazd dokonał wyboru władz. Statut [nowy i poprzedni - również] stanowi, cytuję:
"KADENCJA WŁADZ TRWA 4 LATA" [ & 29 - nowego i poprzedniego statutu].
Statut nic nie mówi o możliwości wydłużania, ani skracania kadencji władz.

Z różnych źródeł docierają informację, że nowo wybrany zarząd podjął działalność i podjął szereg uchwał. Oznacza to rozpoczęcie kadencji sprawowania władztwa - zarządu w PZBad. Czy jest to legalne ? Czy jest to zgodne ze statutem ?

VIII zjazd odbył się 13 stycznia 2001 r.
IX zjazd odbył się w dniu 8 stycznia 2005 r. Pierwsze posiedzenie zarządu, pod przewodnictwem Mirowskiego odbyło się 24 stycznia 2005 r.
& 44 poprzedniego statutu stanowi, że w ciągu 14 dni po rozpoczęciu kadencji konstytuuje się zarząd. Takie samo jest brzmienie & 43 obecnego statutu.

Jakie z tego wynikają wnioski:

1. Prezes Mirowski w roku 2005 dotrzymał obowiązku statutowego, gdyż posiedzenie zarządu tzw. "konstytuujące się" powinno było odbyć się w terminie 13 - 27 stycznia 2005 r. Odbyło się zgodnie z wymogiem statutu. Uznanie dla prezesa !

2. Prezes Mirowski w roku 2008 działał bezprawnie zwołując pierwsze posiedzenie zarządu przed upływem kadencji zarządu wybranego 8 stycznia 2005 r. Kadencja tego zarządu kończy się 7 stycznia 2009 r. [ A może 12 stycznia 2009 ? A może to jeszcze inny termin, gdyby podjąć analizę terminów wcześniejszych zjazdów, licząc od czasu przedawnienia roszczeń cywilnych ?].

3. Nowo wybrany zarząd powinien się ukonstytuować pomiędzy 8-mym a 22 stycznia 2009 r.

4. Zarząd, który "wybrał się" przed rozpoczęciem kadencji naruszył statut. Zarząd ten nie ma jeszcze prawa podejmowania jakichkolwiek uchwał. Wszystkie uchwały podejmowane przez nielegalny zarząd, są podjętymi z naruszeniem statutu. Są tym samym nielegalne, bezprawne i nieobowiązujące.

5. Do 7 stycznia 2009 r. jedynie legalnie działającym zarządem, jest zarząd wybrany 8 stycznia 2005 r. [ oczywiście ze zmianami osobowymi, które nastąpiły w trakcie kadencji].

Co w tej sytuacji zrobi Mirowski ?

Oczywiście, aby być lojalnym wobec "Rzymu" - wszystkie moje wątpliwości dotyczą również komisji rewizyjnej, o której słyszałem, że również ukonstytuowała się przed zakończeniem kadencji komisji wybranej 8 stycznia 2005 r.

I w tym miejscu jawi się kwestia natury ogólniejszej :
"TABAKIERA DO NOSA, CZY NOS DO TABAKIERY ?"
Statut dla Związku, czy Związek dla statutu ? Moim zdaniem statut jest tylko i wyłącznie narzędziem Związku. Trzeba wobec tego naprawić to wadliwe narzędzie. Trzeba to zrobić publicznie, rozpatrując wszelkie możliwe warianty i ich skutki. Daje to szanse zminimalizowania liczby błędów. Po za tym może to być statut dla "Rzymu", a nie dla "aktualnego cesarza".

A tak nawiasem mówiąc, czy zjazd odbyty 25-go października br. był legalnym ?


środa, 10 grudnia 2008

Ankieta Ewy Rydzewskiej

Ewa Rydzewska pisze pracę magisterską. Wśród uczestników krajowego zjazdu delegatów przeprowadziła ankietę w związku z pisaną przez siebie pracą magisterską nt. analizy strategii rozwoju Polskiego Związku Badmintona. Ankieta była anonimowa. Otrzymując ankietę do wypełnienie poinformowałem panią Rydzewską, że swoją ankietę podpiszę. Pani Rydzewska przyjęła moje oświadczenie bez protestu.

Wobec tego, że moje odpowiedzi nie są anonimowe, upubliczniam je.

PYTANIE 1.
Proszę podać MOCNE STRONY Polskiego Związku Badmintona, tzn. pozytywne czynniki wewnętrzne, które Pani / Pana zdaniem są walorami naszej organizacji i wyróżniają ją w otoczeniu.
Odp.: CZŁONKOWIE ZWYCZAJNI.

PYTANIE 2.
Proszę podać SŁABE STRONY Polskiego Związku Badmintona, tzn. negatywne czynniki wewnętrzne, które Pani / Pana zdaniem ograniczają sprawność działania organizacji.
Odp.: ZARZĄD [wraz z organami wykonawczymi] - TWIERDZA MACHIAVELLI'EGO.

PYTANIE 3.
Proszę wymienić SZANSE Polskiego Związku Badmintona, tzn. pozytywne czynniki zewnętrzne, tendencje i zjawiska w otoczeniu, które Pani / Pana zdaniem mogą być impulsem do rozwoju organizacji.
Odp.: ZWIĄZEK SOCJALISTYCZNYCH REPUBLIK UNII EUROPEJSKIEJ.

PYTANIE 4.
Proszę wymienić ZAGROŻENIA Polskiego Związku Badmintona, tzn. negatywne czynniki zewnętrzne, tendencje i zjawiska w otoczeniu, które Pani / Pana zdaniem są barierami i utrudniają rozwój organizacji lub generują dodatkowe koszty.
Odp.: DĄŻENIE KOLEJNYCH MINISTRÓW SPORTU DO UCZYNIENIA P.Z. SPORTOWYCH "SWOIMI" KOMÓRKAMI.

wtorek, 9 grudnia 2008

Odbył się zjazd ........[4]

Jak to stanowi badmintonowa konstytucja, zwana statutem, w materii dostarczenia delegatom informacji i materiałów zjazdowych?
& 37 statutu stanowi iż, cytuję:
1. Uprawnione do uczestnictwa osoby zawiadamia się o terminie, miejscu i porządku obrad Krajowego Zjazdu Delegatów co najmniej 30 dni przed rozpoczęciem tego Zjazdu.
2. Do zawiadomienia o Zwyczajnym Krajowym Zjeździe Delegatów dołącza się sprawozdanie ustępującego Zarządu i Komisji Rewizyjnej.
Statut swoje, a praktyka swoje. Zawiadomienie i dokumenty, o których wyżej otrzymałem 5 dni przed zjazdem, po ostrej interwencji władz klubu w PZBad-zie.
Rozumiem, że nie jestem mile widzianym na salonach PZBad-owskich.
Każdy ma prawo wyboru. PZBad-wska "centrala" - również. Prawo mniemania o swojej bezkarności lub prawo dyletanta. PZBad-owska "centrala" wybrała.

Potwierdzeniem wyboru są również takie oto "rodzynki":

1. Zawiadomiłem zarząd o podejrzeniu popełnienie przestępstwa wobec dokumentów związkowych na poziomie Wydziału Gier. Co na to Związek ? A no, w oficjalnym piśmie sekretarz generalny zawiadamia mnie, że jeśli podejrzewam przestępstwo, to mogę zawiadomienie złożyć do prokuratora. Czyżby zarząd nie był zainteresowany zbadaniem sprawy ? Czy też może chodziło o ewentualne krycie "swojego" człowieka ?

2. W latach np. 2005 - 2008 w Związku działał podobno WYDZIAŁ GIER. Z dokumentów opublikowanych na zjazd i zamieszczonych na witrynie internetowej Związku wynika , że zarząd powołał na przewodniczącego tego wydziału Marka Idzikowskiego. Napisałem, że "podobno" działał. Rozumiem przez to działanie zgodne ze statutem.
Statut stanowi w & 45 pkt.12/, że zarząd zatwierdza regulaminy wydziałów. To zrozumiałe. Bez określenia zasad nie można działać. Tymczasem znany nam powszechnie WYDZIAŁ GIER nie miał i nadal nie ma regulaminu. Nigdzie nie został opublikowany. Nawet jeśli zarząd uchwalił regulamin tego wydziału, a nie jest on opublikowany, to nie obowiązuje. Wystarczy przeczytać Konstytucję RP.
Jakie są konsekwencje tego faktu ? Wszystkie decyzje podjęte przez nielegalnie funkcjonujący Wydział Gier są nieprawne, są nieobowiązujące.
Co z tego wynika ? Wszystkie decyzje tegoż wydziału mogą być zaskarżone do Trybunału Arbitrażowego przy PKOl-u lub do sądu powszechnego, również w celu dochodzenia odszkodowania lub zadośćuczynienia za wszystkie decyzje, które mogły powodować szkody u skarżącego. Ponieważ jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, ewentualnych skarżących wspiera swoimi dotychczasowymi wyrokami Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu.
Trybunał orzekł, że wystarczy zaistnienie podejrzenia zaistnienia szkody, aby otrzymać odszkodowanie.
Czy o to chodzi PZBad-wskiej centrali ?

3. Czytam materiały na zjazd i oczom nie wierzę. Zarząd łamał prawo ! Zarząd powierzał szkolenie na poziomie kadry narodowej osobom nieuprawnionym.

Można by o tych wszystkich sprawach pisać wcześniej, np. już w roku 2007. Nie zrobiłem tego wcześniej, bo działam w interesie polskiego badmintona.
Co by było gdyby do Związku wkroczył kurator w 2007 r. ?
Jakby to skutkowało na start olimpijski w Pekinie ? Skutki dla badmintona mogłyby być straszne. Wystarczająco dużo do tej pory ujawniono. Konsekwencje były bardzo uciążliwe dla badmintona i ludzi związanych z dyscypliną
Można było tego wszystkiego uniknąć. Również wtedy, gdy Mirowski był wiceprezesem u boku prezeski Ślawskiej - Szalewicz.
Pretorianie mają to do siebie, że są wierni cezarowi. Choć jak uczy historia, niektórzy wybierali wierność Rzymowi, zamiast wierności cezarowi.
Teraz, kiedy Olimpiadę mamy za sobą, trzeba podjąć próbę oczyszczenia tej stajni Augiasza. Zdążymy do Londynu.
Pozostaje złożyć stosowny wniosek do ministra sportu. Czy uczyni to z własnej inicjatywy Mirowski ?


A tak nawiasem mówiąc, czy zjazd odbyty 25-go października br. był legalnym ?

Vaclav Klaus. Polityk w konfrontacji z czerwonymi polity[cz]kami.

.

Jak się rozmawia na unijnych salonach? Cohn Bendit myśli, że jest nadal na paryskiej barykadzie, a irlandzki polityk ignoruje decyzję swoich rodaków. To cud, że Vaclavowi Klausowi nie puściły nerwy.

Jako pierwsi [www.fronda.pl - przyp. MHS] przedstawiamy w języku polskim zapis dyskusji, o której mówi cała polityczna Europa. Miała miejsce w piątek 5 grudnia w Pradze, gdzie prezydent Czech Vaclav Klaus był w skandaliczny sposób pouczany przez oficjeli Unii Europejskiej.

Vaclav Klaus:

Bardzo się cieszę, że mogę Was dzisiaj przywitać na Zamku Praskim. Szczególnie mnie cieszy możliwość dyskusji dlatego, że wiem jak moje poglądy i postawy są w mediach często demonizowane i przedstawiane w sposób karykaturalny. Jest to szansa byśmy mogli bezpośrednio i bez zakłóceń przedyskutować swoje postawy. Jestem tym, który zawsze mówił, że dla członkostwa Republiki Czeskiej w Unii Europejskiej nie ma alternatywy. To ja byłem tym, który w 1996 roku złożył do premiera Dinima wniosek Czech o przystąpienie do UE. To ja podpisałem Traktat Akcesyjny. Stoimy na progu czeskiego przewodnictwa w UE. Jestem przekonany, że z tym sobie bez problemów poradzimy. Rząd i inne organy władzy Republiki Czeskiej są na to przewodnictwo odpowiednio przygotowane.

Hans-Gert Pöttering:

Dziękujemy za przyjęcie. Jestem w Parlamencie Europejskim od 1979 roku, całe swoje życie jestem „w służbach Europy". To, że Czechy są obecnie państwem członkowskim UE, a wkrótce będą przewodniczyć Unii Europejskiej to cud, o którym przed trzydziestu laty nam się nawet nie śniło. Chciałbym przeprosić w imieniu kolegi Josepha Daula, który jest na wcześniej zaplanowanej wizycie w Finlandii, ale rozumiem, że osobiście spotkaliście się tutaj na Zamku Praskim kilka tygodni temu. Jest tradycją, że każdy z członków Konferencji PE będzie miał podczas przyjęcia krótkie słowo i możliwość zadania pytań. Proszę najpierw kolegę Schulza.

Martin Schulz:

W imieniu socjaldemokratów chciałbym powiedzieć, że jesteśmy gotowi wesprzeć czeską prezydencję, która nie będzie łatwa. Będzie ona miała wpływ na nadchodzącą kampanię wyborczą do PE oraz długo dyskutowane problemy, których w UE nie można rozwiązać. Chodzi o pakiet klimatyczny, mimo że Francja ma ambicję wynegocjowania tej kwestii jeszcze przed końcem roku. Potem Traktat Lizboński, co do którego jest duża różnica zdań między Czechami a stanowiskiem PE. Europejscy socjaliści będą walczyć o to, aby był ratyfikowany. Traktat Lizboński jest konieczny, nieunikniony, absolutnie niezbędny. Wiem, że w tym względzie ma Pan poniekąd kontrowersyjne poglądy, panie Prezydencie.

Vaclav Klaus:

(żartobliwie) Przecież mnie znacie, ja nie jestem kontrowersyjny.

Martin Schulz:

(także żartobliwie) Ja jestem obecnie w PE znany z tego, że nie jestem kontrowersyjny, więc będziemy się rozumieli.

Graham Watson:

Panie Prezydencie, my wszyscy znamy niemiecki, angielski, francuski, hiszpański i włoski. Różnorodność językowa jest w Unii Europejskiej wielką wartością. Życzymy Waszej prezydencji sukcesu. Będzie w niej dominować konieczność poradzenia sobie z kryzysem finansowym i ekonomicznym. Ważne jest, aby kontynuować agendę lizbońską. Historia pokazała, że znalezienie rozwiązania umożliwia europejska solidarność, która pozwoliła nam zatrzymać wejście Rosji do Gruzji, która pozwoliła na znalezienie rozwiązania kryzysu finansowego. Większość dzisiejszych problemów ma charakter ponadnarodowy i ich rozwiązanie można znaleźć na poziomie ponadnarodowym. Możemy mieć odmienne poglądy ws. architektury „europejskiego domu", ale ważne jest, aby ten dom był zbudowany.

Daniel Cohn-Bendit:

Przyniosłem Panu flagę, którą tu najwyraźniej wszędzie macie na Zamku Praskim. To jest flaga Unii Europejskiej, tak ją postawię tutaj przed Panem. To będzie trudne przewodniczenie. Czechy będą miały do czynienia z projektem dyrektywy ws. prawa pracy i pakietem klimatycznym. Pakiet klimatyczny UE reprezentuje mniejszą cząstkę, niż byśmy sobie życzyli. To konieczne, aby tego minimum dotrzymać. Jestem przekonany, że zmiany klimatyczne stanowią nie tylko zagrożenie, ale i niebezpieczeństwo dla dalszego rozwoju planety. Opieram się na poglądzie naukowym i zgodzie większości w PE. Wiem, że się Pan ze mną nie zgodzi. Może Pan wierzyć, w co chce, ja jestem przekonany, że globalne ocieplenie jest rzeczywistością, nie jest to kwestia mojej wiary. Traktat Lizboński: Pana pogląd na to mnie nie interesuje, chcę wiedzieć, co pan zrobi, aby zatwierdził go czeski sejm i senat. Będzie Pan respektował demokratyczną wolę przedstawicieli narodu? Będzie Pan musiał to podpisać.

Co więcej, chcę, aby Pan mi wyjaśnił, jaki jest poziom Pana przyjaźni z panem Declan Ganley'em z Irlandii. Jak może Pan się spotykać z człowiekiem, co do którego nie jest jasne, kto go opłaca? Będąc na swoim stanowisku, nie może się Pan z nim spotykać. To jest człowiek, którego majątek pochodzi z wątpliwych źródeł i chce je teraz wykorzystać na finansowanie swojej kampanii wyborczej do PE.

Vaclav Klaus:

Muszę powiedzieć, że tym tonem nikt jeszcze ze mną tutaj nie mówił przez 6 lat mojej prezydentury. Nie jest Pan tutaj na paryskich barykadach. Sądziłem, że taki styl komunikacji wobec nas skończył się 19 lat temu (razem z upadkiem komunizmu - przyp. Fronda.pl). Widzę, że się myliłem. Ja bym sobie nie pozwolił pytać Pana, z czego jest finansowana działalność Zielonych. Jeśli zależy Panu na racjonalnej dyskusji przez te pół godziny, które mamy na negocjacje, proszę Panie Przewodniczący oddać słowo dalszym osobom.

Hans-Gert Pötering:

Nie, my mamy dosyć czasu. Mój kolega będzie kontynuował, ponieważ każdy z członków będzie pytał Pana o co tylko chce. (Do Cohn-Bendita) Proszę kontynuować.

Vaclav Klaus:

To niewiarygodne, czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem.

Daniel Cohn-Bendit:

Pan mnie jeszcze tutaj nie gościł. Z prezydentem Havlem rozumieliśmy się zawsze bardzo dobrze. A co mi Pan powie o swoim stanowisku w sprawie prawa antydyskryminacyjnego? Co do naszych finansów jeszcze będę Pana instruował.

Brian Crowley:

Ja jestem z Irlandii i jestem członkiem tamtejszej partii rządzącej. Mój ojciec walczył całe życie o niepodległość przeciw brytyjskiej dominacji. Wielu moich krewnych straciło z tego powodu życie. Mogę sobie zatem pozwolić, żeby powiedzieć, że Irlandczycy chcą Traktatu Lizbońskiego. Przez fakt, że po przyjeździe do Irlandii spotkał się Pan z Ganley'em, dopuścił się Pan obrazy irlandzkiego narodu. Ten człowiek nie wykazał, z czego finansował swoją kampanię. Spotkać się z kimś, kto nie posiada mandatu z wyboru jest niebywałą zniewagą narodu irlandzkiego. Chcę Pana po prostu poinformować, jak to odczuwają Irlandczycy.

Życzę Panu, aby był Pan w stanie wykonać program Waszego przewodnictwa. Aby udało się Wam osiągnąć to, czego życzy Pan obywatelom europejskim.

Francis Wurz:

Francuski prezydent powiedział, że tarcza antyrakietowa nie jest dobra dla Europy. Chciałbym zapytać Pana o Pańskie stanowisko w tej sprawie, Panie Prezydencie.

Hanne Dahl:

Panie Prezydencie, dziękuję. Ja nie dam Panu żadnej flagi, ponieważ w moim kraju uważa się za słuszne dawać razem z własną flagą także flagę gospodarza, to w złym tonie darować jedną flagę. Pan Pöttering pewnie Panu powie, że w wielu kwestiach ja nie dokonuję przeglądu Konferencji przewodniczących PE, ale bardzo się cieszę, że się z Panem spotykam osobiście. Nie zgadzamy się z polityką klimatyczną, ani z koncepcją gospodarki rynkowej w Unii Europejskiej.

Jak już Pan powiedział, istnieje potrzeba, aby nie był Pan demonizowany w Europie, a to, co dziś od pana usłyszałem, mnie zadowala. Nie jest Pan demonem, ale odważnym prezydentem, który broni swoich poglądów. Zgadzam się z Panem, że debatę należy w Europie kontynuować. Jest koniecznością, żeby zapewnić wysoką frekwencję wyborczą w nadchodzących wyborach do PE. Jest koniecznością, aby w Unii Europejskiej była możliwość sprzeciwu. Jest możliwość sprzeciwu wobec jakiejś dyrektywy, ale nie można sprzeciwić się traktatom. Jestem dumny z tego, że nie przyjęliście wszystkiego, co przychodzi z Brukseli.

Irena Belohorská:

Ja będę mówić po angielski, chociaż wiem, że pan prezydent zrozumiałby mnie, gdybym mówiła po słowacku. Traktat z Nicei jest traktatem dla 15 krajów, ale Unia się rozszerzyła. Traktat Lizboński jest traktatem dla 27 krajów i dlatego jestem niezadowolona z tego, że najwyższy przedstawiciel jednego z nowych krajów członkowskich występuje przeciw temu właśnie traktatowi, nad którym wspólnie pracowaliśmy.

Vaclav Klaus:

Dziękuję za to nowe doświadczenie, które zyskałem spotkając się tu z Państwem. Nie przypuszczałem, że coś takiego jest możliwe i w ciągu ostatnich 19 lat nic podobnego nie przeżyłem. Myślałem, że to należy już do przeszłości, że żyjemy w demokracji, ale w UE doprawdy działa post-demokracja. Mówili Państwo o wartościach europejskich. Wartością europejską jest przede wszystkim wolność i demokracja, zwłaszcza poszanowanie dla obywateli państw członkowskich UE. To jest dziś w UE szczególnie istotne. Trzeba tego bronić i starać się o to.

Przede wszystkim chciałbym podkreślić to, co myśli większość obywateli Republiki Czeskiej, że dla nas, dla członkostwa w UE nie ma alternatywy. To ja składałem wniosek o nasze przystąpienie do UE w 1996 roku, a w 2003 roku podpisałem Traktat Akcesyjny.

Porozumienie w ramach Unii ma jednak mnóstwo alternatyw. Uznawać jedno z nich za święte, nienaruszalne, w sprawie którego nie wolno zadawać pytań, krytykować go, stoi w sprzeczności z samą istotą Europy.

Jeśli chodzi o Traktat Lizboński, chciałbym przypomnieć, że nie jest on jeszcze ratyfikowany nawet w Niemczech. Traktat konstytucyjny, za który uważany jest Lizboński, w referendum odrzucony został wolą dwóch innych krajów. Jeżeli pan Crowley mówi o zniewadze irlandzkich wyborców, to muszę z kolei przypomnieć, że największą zniewagą wobec irlandzkiego elektoratu jest nierespektowanie tego, co zostało przegłosowane w czerwcowym referendum ws. Traktatu Lizbońskiego. Ja spotkałem się w Irlandii z kimś, za kim stoi zdanie większości w kraju, a Pan, panie Crowley, jest rzecznikiem poglądów, które w Irlandii są mniejszościowe. To jest namacalny wynik referendum.

Brian Crowley:

Pan nie będzie mi mówił, jakie poglądy mają Irlandczycy. Jako Irlandczyk wiem to najlepiej.

Vaclav Klaus:

Ja nie spekuluję o poglądach Irlandczyków. Ja tylko stwierdzam, jakie są wymierne dane o ich stanowisku, wynikające z referendum.

Odnośnie Traktatu Lizbońskiego - u nas nie jest on ratyfikowany dlatego, że o nim nie zdecydował nasz parlament. O to nie należy winić prezydenta. Poczekajmy na decyzje obu izb parlamentu, to jest aktualna faza procesu ratyfikacyjnego, w którym prezydent republiki nie odgrywa żadnej roli. Na dzień dzisiejszy nie mogę podpisać traktatu, bo nie leży na moim stole. Najpierw musi o tym zdecydować parlament. Dopiero wtedy ja będę się tą sprawą zajmował. Jeśli chodzi o pakiet klimatyczny, czeski rząd będzie się w tej sprawie kierował zasadą racjonalności.

Prawo antydyskryminacyjne - jestem przekonany, że to jest radykalnie złe prawo, ale ja na jego przyjęcie, nawet gdybym chciał, nie mam wpływu. Jest w parlamencie i tam nie ma większości potrzebnej do jego przyjęcia.

Pan Watson wspomniał o agendzie lizbońskiej - to już rzecz prawie zapomniana. I słusznie zapomniana.

Kryzys finansowy - jestem przekonany, że w sprawie kryzysu finansowego czeski rząd będzie po stronie zwolenników racjonalnych kroków. Nie byłoby mądrym krokiem, żeby pod pretekstem walki z kryzysem, likwidować wolny rynek. Myślę, że Republika Czeska jest w tym wypadku w korzystnej sytuacji. Doświadczyła kryzysu finansowego i bankowego w latach 1997-98. Banki od tego czasu zachowywały się bardzo odpowiedzialnie i nie są dzisiaj tak mocno narażone na ryzyko. Teraz okazuje się to być zaletą.

Odnośnie radaru - w tym wypadku Czechy mają swobodę decyzji i same wybiorą, co jest dla nich odpowiednie. Dla wielu ludzi u nas i dla mnie także, to jest kwestia promocji więzi transatlantyckich. Mam nadzieję, że w dającej się przewidzieć przyszłości ratyfikujemy odpowiednią umowę.

Hans-Gert Pöttering:

Jeszcze przed moją ostatnią wypowiedzią oddam słowo koledze Schulzowi.

Martin Schulz:

Unia Europejska jest unią suwerennych państw, a nie federacją. Z tego, co Pan mówił rozumiem, że irlandzkie „nie" dla Traktatu, trzeba respektować. Co jednak z szacunkiem wobec głosów wyborców w Hiszpanii, w Luksemburgu, którzy znaczną większością głosów powiedzieli Traktatowi Lizbońskiemu „tak"?

Vaclav Klaus:

W UE jeszcze obowiązuje zasada jednomyślności, więc trzeba ją respektować. Unia może funkcjonować tylko wtedy, o ile respektowane są jej własne reguły i zasady. Należy wrócić do deklaracji z Laeken i renegocjować Traktat Lizboński. Istnieje potrzeba decentralizacji, rozmów o tym, jak przywrócić władzę na poziomie państw członkowskich, bliżej ich obywateli, jak przejść od poziomu superpaństwa do poziomu międzyrządowego.

Hans-Gert Pöttering:

Jeszcze zanim powiem ostatnie słowo chciałbym powiedzieć, że Konferencja Przewodniczących PE dyskutowała o terminie Pana wystąpienia w PE i proponuje Panu 19 lutego. W kwietniu postaramy się o wystąpienie prezydenta a USA, a parlament ma ostatnie posiedzenie 7 maja.

Wreszcie chciałbym coś powiedzieć i opuścić ten pokój na dobre. To, żeby Pan nas porównywał do Związku Sowieckiego, jest więcej niż niedopuszczalne. Każdy z nas ma swoje głębokie zakorzenienie w swoim kraju i w naszych okręgach wyborczych. Chodzi nam o wolność i demokrację, o pojednanie w Europie. My popieramy czeskie przewodnictwo, mamy dobrą wolę i nie jesteśmy naiwni.

Vaclav Klaus:

Ja nie porównywałem Was ze Związkiem Sowieckim, słowo Związek Sowiecki nie wypowiedziałem. Powiedziałem natomiast, że takiej atmosfery i stylu negocjacji, jak dzisiejszy, nie doświadczyłem doprawdy przez minionych 19 lat w Republice Czeskiej.

Dziękuję Panom za możliwość spotkania z Wami, jako posłami PE. Jest to doświadczenie odmienne od tych, które mam ze spotkań z prezydentami i premierami krajów członkowskich UE.


Komentarz własny:

CZERWONA ZARAZA atakuje. Podziwiam i wyrażam szacunek dla polityka VACLAVA KLAUSA, reprezentującego interesy suwerena - NARODU CZECH.

Marian Henryk Stelter


Źródło:www.fronda.pl

wtorek, 2 grudnia 2008

Cel uświęca środki ?

Na obozie siła cała zużywana być musiała.
Mr Stelter nas poganiał i do pracy nas nakłaniał.
A pan Żurek ciągle śmiały, robił żarty i kawały.
Kiedy ranna przyszła pora do roboty nasza wola.
Kilka minut po dziewiątej - biegać, biegać małe brzdące !
A techniczny trening cały będzie dzisiaj przewspaniały !
I zagrywki i skróciki i malaje i smeczyki.
A na koniec pompko - kuczki.
I spadajcie małe tłuczki !


ref.:
Wyginasz śmiało ciało !
Wyginasz śmiało ciało !
Dla trenera to - MAŁO !


Nasz dyrektor - mądra głowa.
Codzień męczy nas od nowa.
Sprawdza czystość na łóżeczku.
Żeby wszystko było w porządeczku !
Pani Iwona dyrektora wspiera.
Gdy on ciągle w pokojach naszych szpera.
Na treningu musisz się wymęczyć.
Bo inaczej trener Stelter cię zadręczy !

ref.:
Wyginasz śmiało ciało !

Wyginasz śmiało ciało !

Dla trenera to - MAŁO !




autorzy - badmintoniści Junisa Szczucin

"Miła" dedykacja

Od Grupy 4 dla Trenera:

Na treningu musisz się wymęczyć,
bo inaczej trener Stelter Cię zadręczy !!!


Od:
Ani Korbaś
Ali Styslavskiej
Mateusza Czuba
Mateusza Góry
Łukasza Sieronia

niedziela, 30 listopada 2008

Donald marzy, trener marzy.

Ref.
Trener marzy, żeby było miło
Trener marzy, żeby się spełniło
Trener marzy, żeby podopieczni
Trener marzy, żeby byli tu bezpieczni.

Do trenera marzeń dodaj jeszcze to, żeby o północy smacznie spało się.
Leci sobie mały misiu, w ręku ma rakietę, myśli sobie, że nie będzie robił stu pompeczek.
A tu nagle trener Stelter woła go do siebie
Mateuszku, mój kochany, rób te sto pompeczek.

Ref. ...

Po treningu leci Czubuś, bardzo jest zmęczony.
Na treningu się wysilił bardziej niż Johny.

Ref. ...

Biegnie, biegnie Łukasz Sieroń na salę by ćwiczyć
No, a w nocy po treningu zwija się i kwiczy.
Na wspomnienie dni minionych bardzo żle się robi,
Bo codziennie sto pompeczek i wyskoków każdy musi zrobić !

Ref. ...

autorzy: badmintoniści JUNISA Szczucin

piątek, 28 listopada 2008

Odbył się zjazd......[3]

Zjazd przyjął regulamin obrad. Tak jak zwykle. Bez zastanowienia się. Cóż - jest to norma formalna, przez którą musi przejść każdy zjazd. Nie można mieć pretensji do delegatów. Nie spodziewali się bomby z opóźnionym zapłonem. W przyjętym regulaminie jest przepis & 2 ust. 2, mówiący, że przewodniczący poddaje pod głosowanie w pierwszej kolejności wniosek najdalej idący.
W regulaminie nie ma definicji co rozumie się przez wniosek najdalej idący. Czy jest to propozycja zmian najdalej idąca "IN MINUS" czy też "IN PLUS" ? Z praktycznego punktu widzenia wydaje się, że chodzi wyłącznie o zmianę "IN PLUS".
Jednak z logicznego punktu widzenia obie koncepcje są słuszne. Jeśli jedna osoba zgłasza, jako wniosek najdalej idący, propozycję niedokonywania żadnych zmian w statucie, a druga zgłasza wniosek o dokonanie kompletnej zmiany statutu, to w świetle braku definicji oba wnioski są zasadne. Oba wnioski są najdalej idącymi w zupełnie różnych kierunkach.
Brak tej definicji był powodem awantury na sali obrad. Ale, po kolei.

Z historycznego punktu widzenia, w PRL-u, reguła pierwszeństwa głosowania wniosku najdalej idącego była w powszechnym użytku, pod warunkiem uzgodnienia z władzą. Wtedy i tylko wtedy było wiadomo, który wniosek był najdalej idącym.

Zostałem zgłoszony i wybrany do komisji statutowo - wnioskowej, będącej połączeniem pierwotnie planowanych odrębnych komisji statutowej i wnioskowej.
Powołano 3-osobową komisję w składzie: Czekan, Idzikowski i autor.

Na spotkaniu komisji okazało się, że zostało zgłoszonych dość dużo wniosków dotyczących zmian w statucie. Idzikowski przedstawił wniosek zgłoszony przez Wieśka Chrobota, aby nie dokonywać żadnych zmian w statucie i poparł argumentem, że jest to najdalej idący wniosek.
Logika nakazywała przyznać rację Idzikowskiemu. Też ma rację. Tę rację przyznałem Idzikowskiemu. Czekan również przystał na ten wniosek. Stało się więc, że ZERO zmian jest takim samym wnioskiem najdalej idącym jak MAKSIMUM zmian.
Czy było to błąd komisji, a następnie delegatów, którzy w ferworze emocji, nie potrafili na chłodno przeanalizować sytuacji ?
Czy też, było to celowe zagranie Idzikowskiego i Mirowskiego za pośrednictwem Chrobota ? Wiesiek Chrobot był z rekomendacji Mirowskiego przewodniczącym obrad. Był więc kierownikiem zadania. Jak każdy kierownik miał do wykonania 3 zadania: zorganizowania, zarządzania i kontrolowania przebiegu zjazdu. Do dwóch pierwszych zadań nie można mieć zastrzeżeń. Organizacja i zarządzanie przebiegiem zjazdu było bez zarzutu. Zabrakło jednego - kontroli przebiegu zjazdu. Kontroli działania zgodnie ze statutem i prawem. Tego ewidentnym dowodem jest brak kontroli nad pracami komisji. A komisji statutowo - wnioskowej w szczególności. Czy było to celowe działanie ?

Jak to mawiał Marszałek ?
Nie ma lepszej pożywki chorobotwórczej dla bakteryj fałszu i legend, jak strach przed prawdą i brak woli.
A także:
Pokora i uległość tylko do wzmocnienia i utrwalenia niewoli prowadzi.

Co mówię swoim zawodnikom przed trudnym meczem:
Możesz przegrać pierwszy set do zera. Nie będę miał pretensji. Pod warunkiem, że rozpoznasz silne i słabe strony przeciwnika i wykorzystasz to w dwóch następnych. Osiągniesz cel - wygrasz mecz.

A propos komisji statutowej. Komisji nieco starszej stażem. Krajowy zjazd delegatów, odbyty w dniu 8 stycznia 2005 r. wybrał komisję statutową. Jej przewodniczącym wybrany został Marek Idzikowski. Komisja na tymże zjeździe ustami Idzikowskiego próbowała manipulować delegatami. Manipulacja polegała na tym, że Idzikowski próbował ogłosić wyłącznie wnioski odpowiadające komisji. Odmawiał przedstawienia wniosków, które nie uzyskały akceptacji komisji.
Kozłowski wściekł się na to. Zabrał głos. Zażądał przedstawienia wszystkich wniosków i poddanie wszystkich wniosków ocenie, czyli głosowaniu przez delegatów. Miał zdecydowanie słuszność. Widocznie Idzikowski żył jeszcze PRL-em. Tam takie praktyki były powszechne.
W tej sytuacji zgłosiłem wniosek o zwołanie odrębnego zjazdu w celu dokonania zmian w statucie. Wniosek przeszedł.
Wobec tego jawią się pytania:
- jakie są efekty pracy komisji statutowej Idzikowskiego, powołanej przez najwyższą władzę Polskiego Związku Badmintona w 2005 r.? Komisji, której pracy formalnie nie zamknął żaden zjazd.
- kiedy Mirowski umożliwi Idzikowskiemu ujawnić wszystkie zgłoszone wnioski na zjeździe w 2005 r. i poddać je głosowaniu ?

Jaki stąd wyciągam wnioski:
1. Przegrałem bitwę, ale wojnę wygrałem. Przegrałem set, ale mecz wygrałem. Nikt mnie już nie nabierze na taką interpretację wniosku najdalej idącego, jaka miała miejsce na zjeździe 25-go października 2008 r.
2. W głosowaniach zmian w statucie nie może być mowy o wnioskach najdalej idących. Wszystkie wnioski muszą być przegłosowanie.
3. Każdy kto czyta ten tekst też jest zwycięzcą, bo wie i zapamięta, że "wniosek najdalej idący" musi przed głosowaniem być zdefiniowany.

A tak nawiasem mówiąc, czy zjazd odbyty 25-go października br. był legalnym ?

wtorek, 18 listopada 2008

Odbył się zjazd......[2]

Prezes sprawozdając za mijającą kadencję powiedział m.in. o rażących błędach pracownika - księgowej. Obciążył ją odpowiedzialnością za nieprawidłowo rozliczone składki ZUS-owskie i podatki. Za okres od 2001 roku. Wynikało z tegoż, że była to niepodzielnie panująca władczymi nad finansami związku w latach 2001, 2002, 2003, 2004, 2005 i 2006 . Wynikało z tego, że nikomu nie podlegała. Wynikało z tego, że nie miała żadnego przełożonego, ani administracyjnego, ani statutowego. To oczywista nieprawda.
Struktura organizacyjna związku była następująca:
- zarząd - organem władzy pomiędzy zjazdami,
- na czele zarządu funkcjonuje prezes, który może indywidualnie, bez zgody zarządu i prezydium podejmować decyzje [& 39 statutu],
- jednym z członków zarządu jest m.in. sekretarz generalny [& 38 statutu],
- sekretarz generalny jest kierownikem biura [& 40 statutu],
- biuro składa się z pracowników,
- jednym z pracowników biura jest księgowa.
Zatrudnioną na stanowisku sekretarza generalnego była w tym czasie Jadwiga Ślawska - Szalewicz.

Komisja rewizyjna w swoim sprawozdaniu za kadencję 2001 - 2005 podniosła, m.in.:
- prezes nie może być równocześnie sekretarzem generalnym; obie funkcje zajmowała Jadwiga Ślawska - Szalewicz,
- miała trudności w wyegzekwowaniu od zarządu swoich zaleceń dotyczących organizacji pracy biura.

W czasie zjazdu zabrałem głos w dyskusji. Zadałem jedno pytanie, skierowane do komisji rewizyjnej kadencji 2005 - 2008: - jakie procedury i jakie procesy decyzyjne badała komisja rewizyjna ?
Oficjalna odpowiedź brzmiała:
Wszystko badaliśmy. Jest to opisane w sprawozdaniu.
Przewodniczący obrad okazywał wielokrotnie zainteresowanie moim pytaniem. Ostatecznie otrzymał moją publiczną odpowiedź:
- w kuluarach otrzymałem pełną odpowiedź.

Uzyskana odpowiedź była fatalna w swojej wymowie. Była podobna do stanowiska komisji rewizyjnej poprzedniej kadencji. Komisja miała problemy z dotarciem do dokumentów związkowych. Na moją uwagę, że jest to wystarczające do złożenia wniosku o nieudzielenie absolutorium ustępującemu zarządowi, dowiedziałem się, że wniosek o udzielenie absolutorium przeszedł na posiedzeniu komisji stosunkiem głosów 2:1. Wymowne.
Ponadto dowiedziałem się, że KOMISJA REWIZYJNA NIE BADAŁA PROCEDUR I PROCESÓW DECYZYJNYCH. A szkoda, bo pozbawieni nadzoru i kontroli pracownicy i komórki organizacyjne mogą popełniać błędy. Nieświadome i świadome. Jeśli błędy są świadome, to mamy do czynienia z naruszeniem przepisów statutu i prawa, powszechnie obowiązującego w Rzeczypospolitej Polskiej.

Jakie wynikają z powyższej analizy wnioski:
WNIOSEK 1.
Najlepiej byłoby aby Jadwiga Ślawska - Szalewicz wykazała się klasą i wykonała właściwy ruch, z własnej inicjatywy. Podpowiem - sposób wnioskowania o nagrodzenie tytułem honorowego prezesa nastąpił z naruszeniem statutu. Wnioskodawca wszedł w kompetencje zarządu. Nie był do tego uprawnionym.
WNIOSEK 2.
Tak długo, jak długo prezes, obojętnie kto nim będzie, nie rozumie umieszczenia przez ustawodawcę równoważnych organów - zarządu i komisji rewizyjnej, o różnych zakresach działania, ale o jednym celu działania - W INTERESIE ZWIĄZKU, tak długo każdy zarząd i jego prezes działać będzie na szkodę związku.
Czasami warto poczytać Sun Tzu.

A tak nawiasem mówiąc, czy zjazd odbyty 25-go października br. był legalnym ?

czwartek, 13 listopada 2008

Odbył się zjazd.......[1]

Odbył się zjazd. Krajowy zjazd delegatów Polskiego Związku Badmintona. Było to 25-go października 2008 r. W Warszawie. W pałacu, podobno sportu. W którym jest muzeum. W którym jest dużo przestrzeni. W pałacu służącym sportowi polskiemu. Prawdopodobnie.

Ale, miało być o zjeździe PZBad-u.
Wziąłem udział w zjeździe. Jako delegat. Przed zjazdem postudiowałem materiały przygotowane przez zarząd PZBad-u. Norma. Były w stylu poprzedniczki Mirowskiego.
Przeczytałem m.in., że my, PZBad, odnieśliśmy sukces. Na olimpiadzie w Pekinie. Przynajmniej z formalnego punktu widzenia 5-te miejsce miksta Kostiuczyk & Mateusiak jest najlepszym rezultatem w historii polskiego badmintona. A jaka jest ocena szkoleniowa ? Ocena zmierzona narzędziami pomiarowymi trenera ? O tym później.

Teraz będzie o czym innym. O problemach organizacyjno - finansowych Związku. Skutkach i przyczynach tychże skutków. Mających istotny wpływ na osiągnięcia w przyszłości. Na ewentualny start na igrzyskach w 2012 roku.

Zjazd podlega procedurom. Pomijam otwarcie, podziękowania, peany pochwalne i wybór przewodniczącego obrad.
Zatrzymam się przy porządku obrad. Złożyłem wniosek o wprowadzenie nowego punktu do porządku obrad. Miał to być nowy punkt nr 5 w brzmieniu: "Sprostowanie protokołu Krajowego Zjazdu Delegatów z 8 stycznia 2005 r."
Na życzenie przewodniczącego obrad, Wieśka Chrobota, uzasadniłem swój wniosek. Poinformowałem zebranych, że nie jest prawdą, że zgłosiłem wniosek o przyjęcie sprawozdania zarządu PZBad [strona 5, ad pkt. 10].
Wniosek został oddalony. Demokratycznie. Większością głosów.

Pozostaje mi publicznie powiedzieć, dlaczego nigdy nie zgłosiłbym wniosku o przyjęcie sprawozdania zarządu, którego prezesem i sekretarzem generalnym była Jadwiga Ślawska - Szalewicz.

Zacznę od strony formalnej - w sprawozdaniu zapisano, że wpierw zgłosiłem wniosek o przyjęcie sprawozdania zarządu, a następnie zadałem pytanie przewodniczącemu komisji rewizyjnej.
Rzeczywisty przebieg wydarzeń był następujący:
- przewodniczący obrad chciał poddać pod głosowanie wniosek o przyjęcie sprawozdania zarządu,
- zgłosiłem chęć zabrania głosu,
- przewodniczący obrad udzielił mi głosu,
- powiedziałem, cytuję : "zanim wniosek o przyjęcie sprawozdania zarządu zostanie poddany głosowaniu, chcę zadać pytanie przewodniczącemu komisji rewizyjnej", następnie zadałem pytanie zapisane w sprawozdaniu.

Merytorycznie:
1. Byłem jednym z 6-ciu wstrzymujących się od przyjęcia sprawozdania zarządu.
2. Byłem jednym z 9-ciu wstrzymujących się od udzielenia absolutorium ustępującemu zarządowi.
3. Nie głosowałem za nadaniem Jadwidze Ślawskiej - Szalewicz tytułu prezesa honorowego PZBad. Uważam, że nie zasłużyła na specjalne honorowanie. W szczególności za pozbawienie szans
debla kobiecego na dobry wynik w Atenach. Wtedy dziewczyny były w sportowej fazie wznoszącej, a także - nie były rozpracowane. Szanse zostały zmarnowane przez swoiste załatwianie sprawy z Białoruskim Związkiem Badmintona.

Wiadomym było oficjalnie, że:
- para deblowa Augustyn & Kostiuczyk wywalczyła awans do startu w igrzyskach olimpijskich w 2004 r.,
- Białoruski Związek Badmintona zachował się "nieelegancko" i nie pomógł zawodniczce Kostiuczyk w zamianie prawa do reprezentowania Polski, zamiast Białorusi.

Z drugiej strony - osobiście słyszałem wypowiedź prezeski, np. na zebraniu prezesów wojewódzkich związków badmintona, jak to Białorusinów, mówiąc kolokwialnie "wymanewrowano". Jeśli przypomnę sobie inne działania prezeski, choćby dotyczące przenoszenia bądź zamiaru przeniesienia "z urzędu" zawodników z jednych do drugich klubów, to mówię - nic nowego, to było typowe postępowanie prezeski "w interesie polskiego badmintona". Wziąć i nie zapłacić. I jest OK.

Wszystkie te niuanse to tzw. pryszcz. Uczestnicy zjazdu styczniowego w 2005 r. usłyszeli płomienne wystąpienia różnych oficjeli, wiadomej opcji politycznej, mające jeden cel - wykazać, że Jadwiga Ślawska - Szalewicz postępowała etycznie, z zachowaniem wszelkich norm, a prawnych w szczególności. Trzeba pamiętać, że funkcja prezesa jest społeczną i odpowiedzialność np. karna jest co najmniej wątpliwa. Inaczej sprawa wygląda, kiedy spojrzymy na problem z pozycji odpowiedzialności pracownika - sekretarza generalnego. Sekretarz generalny odpowiada m.in. za gospodarkę finansową i pracę biura związku.
Z analizy sprawozdania zarzadu za lata 2001 - 2004 wynika, że 2/5 [2 deblistki z 5 kwalifikantów olimpijskich] wydatków na przygotowania do IO w Atenach wyniosły ok. 700.000,00 zł.
700 tysięcy złotych z podatków podatników poszło w przysłowiowe błoto. Za to odpowiada sekretarz generalny. Za niedopełnienie obowiązków służbowych sekretarza generalnego można mieć pretensje do Jadwigi Ślawskiej - Szalewicz. Także z perspektywy kodeksu karnego.
Oczywiście można zastosować spojrzenie odwrotne na problem. Jeśli prawdą byłoby, że Jadwiga Ślawska - Szalewicz nie znała przepisów MKOl-u i IBF-u, to stosowny wniosek byłby też oczywisty - byłaby dyletantką na stanowisku sekretarza generalnego PZBad-u.
Jadwiga Ślawska - Szalewicz uchodziła za profesjonalistkę. Za taką się również uważała. Mam to wyłożone, jak przysłowiowa "kawa na ławę" w jej pismach, których byłem odbiorcą.

I to by było na tyle, jakby powiedział Stanisławski.

A tak nawiasem mówiąc, czy zjazd odbyty 25-go październia br. był legalnym ?